Czułem się zagrożony ze strony wszystkich rządów (…). Wszystkich, w tym także rządu Buzka. Wtedy mnie atakowano i nękano, a od ludzi z układu rządowego dowiedziałem się, że ktoś z gabinetu Jerzego Buzka wydał ciche polecenie policji, by zrobić ze mną porządek – wyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Krzysztof Rutkowski.
Rutkowski przekonuje, że rząd Jerzego Buzka nasyłał na niego służby. – Policja przychodzi do biura i zabiera mi legalną broń na badania w laboratorium kryminalistycznym. Po jakimś czasie oddaje. I znów zabiera tę samą broń! Zarzut? „Nielegalne posiadanie broni” – tłumaczy w rozmowie z Robertem Mazurkiem.
Dodaje, że dowiedział się, że „ktoś z gabinetu Jerzego Buzka wydał ciche polecenie policji”, by zrobić z nim porządek.
– Nie twierdzę, że chcieli mnie zastrzelić, ale były powody, by nie czuć się z tym dobrze – wyjaśnia.
Na sugestię Roberta Mazurka, że został aresztowany w 2006 roku, a więc za czasów rządów Jarosława Kaczyńskiego, były detektyw odpowiada: „W 2006 roku próbowano mnie wrobić w aferę paliwową, dokładnie tak jak Blidę, ci sami ludzie. Cztery kamery wzięli na zatrzymanie!”.
Rutkowski tłumaczy również, dlaczego nie ma licencji detektywa. – Nie mam licencji detektywa, bo odebrano mi ją oraz pozwolenie na broń po akcji w Bytomiu, gdzie doprowadziliśmy do zatrzymania dwóch osób i lichwiarki. Człowiekowi spalono hurtownię, popadł w długi – pożyczył 20 tysięcy, miał do oddania 200 tysięcy i ani policja, ani prokuratura nie chciały mu pomóc – mówi w „Rzeczpospolitej”. – Myślę, że niebawem przyjadę do Polski z licencją detektywa, a na razie moje biuro doradcze zatrudnia ludzi z licencją detektywa i pozwoleniem na broń – dodaje.
Wypowiada się również na temat sprawy małej Magdy z Sosnowca, powtarzając kilkakrotnie, że nie wykorzystuje tej tragedii, aby się „lansować”.
Więcej w weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej”.